
Dzikusy: Francuskie wesele
kiedy oferta będzie dostępna.
Ironiczna i nieprzewidywalna mieszanka thrillera politycznego i rodzinnej sagi, która wciąga jak najlepszy serial. „Wyjątkowy thriller polityczny i społeczny […] Energia i wyobraźnia «Dzikusów» są wspaniałe. Podobnie jak Zadie Smith, Sabri Louatah ma świetne ucho […]. Wydaje się też, że umie przewidzieć – albo wydedukować – przyszłość […]” – „Libération”
Oto powieść, na której punkcie oszalała cała Francja.
Po raz pierwszy w historii prezydentem Francji może zostać imigrant z Algierii. Tymczasem w Saint-Étienne gwarną, algierską rodzinę Narrusz trawi gorączka ślubnych przygotowań. Tylko młodego Karima, świadka pana młodego, dręczy rosnący niepokój. Nim miną 24 godziny, losy szalonego rodu i politycznej nadziei kraju skrzyżują się z wielkim hukiem.
„To wyjątkowy thriller polityczny i społeczny […] Energia i wyobraźnia "Les Sauvages" są wspaniałe. Podobnie jak Zadie Smith, Sabri Louatah ma świetne ucho […]. Wydaje się też, że umie przewidzieć – albo wydedukować – przyszłość […]. Sam opisuje siebie jako „mieszczucha, bardzo nerwowego, trochę szalonego”. Jest również błyskotliwy i zabawny” – „Libération”
W pozycji tej mamy do czynienia z narracją trzecioosobową i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, by przy takiej ilości charakterystycznych bohaterów mogłoby być inaczej. Cała akcja rozpoczyna się od gorączkowych przygotowań do wesela, podczas których poznajemy licznych członków rodu Narrusz. Sprawę ułatwia drzewo genealogiczne znajdujące się na samym początku pierwszego rozdziału, dzięki któremu wzajemne powiązania rodzinne stają się o wiele bardziej przejrzyste. W książce występuje cała gama barwnych, wyróżniających się postaci, zaczynając od 85-letniej (jak sama twierdzi) babki, której wszyscy boją się jak ognia, poprzez uwielbiające plotki ciotki, na nigdy nie rozstającym się ze swoją czapką dziadku ciotecznym kończąc. Poprzez humorystyczne dialogi i delikatne przerysowanie pobocznych postaci cała historia, mimo dosyć poważnej tematyki nabiera odrobiny lekkości i świeżości. Natomiast na główny plan wysuwa się Karim, młody chłopak z charakterystycznymi, spłaszczonymi kośćmi policzkowymi, który pełni rolę świadka pana młodego. Jest to lekko zagubiona, podatna na wpływy innych postać, która próbuje odnaleźć cel w swoim życiu.
Styl autora można opisać jako nieskomplikowany, prosty, ale zdecydowanie w dobrym znaczeniu tego słowa. Louatah w niesamowicie zręczny sposób przenosi czytelnika w sam środek tak innego dla nas świata mniejszości narodowych zamieszkujących współczesną Francję. Samo wesele stanowi jedynie tło, za pomocą którego w pozycji przedstawiona zostaje kultura muzułmańska, ich tradycja, motywy, w dosadny sposób zostają również ukazane różnice pokoleniowe poszczególnych członków rodziny, jakie wynikają z asymilacji bądź też jej braku. Na przykładzie drugoplanowych bohaterów poruszone są także inne istotne w obecnym świecie kwestie takie jak homofobia, uzależnienie od narkotyków czy też ignorancja. Niemalże pominięte zostały natomiast wątki związane z islamofobią, których sporej ilości można by się spodziewać po samej tematyce książki. Akcja przez cały czas ma w miarę szybkie tempo i kończy się w kulminacyjnym wręcz momencie, pozostawiając czytelnika z lekkim niedosytem.
Podsumowując Dzikusy jest to pozycja, która poza samą sarkastyczną nazwą w nieschematyczny sposób łączy wątki socjologiczne z politycznymi, poruszając przy tym gorące, sporne kwestie dotyczące współczesnej Europy. Co prawda jest to dopiero pierwszy, dosyć obyczajowy tom, mający na celu stworzenie gruntu pod kolejne trzy części cyklu (drugi tom swoją premierę będzie miał już w październiku), jednak z czystym sumieniem mogę polecić tę pozycję i sama z wielką chęcią sięgnę po jej kontynuację. Prowadzone są także prace autora nad scenariuszem do telewizyjnej adaptacji powieści, która ukaże się na Canal+, i szczerze mówiąc jestem jej ogromnie ciekawa.
Ocena: 5+/6
czytaj więcej
Książka opowiada o tym, co wydarzyło się w trakcie jednego z arabskich przyjęć weselnych, mających miejsce w Saint-Etienne, mieście na południu Francji. Jest to wesele o tyle niecodzienne, że dzieje się w przededniu wyborów prezydenckich, w których dużą szansę na wygraną - po raz pierwszy w historii - ma przedstawiciel społeczeństwa arabskiego.
Historia skupia się na całej rodzinie pana młodego, którą najczęściej poznajemy z punktu widzenia jednego z młodszych kuzynów, 18-letniego Karima. Szybko zauważamy, że wszystkie wyrażenia ze słowem „arabski” są tu zdecydowanie zbyt ogólnym sformułowaniem. Każda z rodzin pochodzi z innej części świata arabskiego i jak się okazuje ma to bardzo duże znaczenie. Krewni Karima są, tak jak autor tej książki, Kabylami, czyli ludem pochodzącym z Algierii, która była niegdyś kolonią francuską. Fakt takiego pochodzenia, ale też tego z którym pokoleniem imigrantów mamy do czynienia, rzutuje bardzo na stosunek danej osoby do tradycji, rodowitych Francuzów, innych imigrantów, oraz tego co w tej historii jest najważniejsze, do Szawisza, kabylskiego kandydata na prezydenta Francji. Mając tą wiedzę, zagłębiamy się wraz z dalszą lekturą w troski, nadzieje i żale poszczególnych członków familii.
Poprzez opisanie wydarzeń na jednym, wydawałoby się mało znaczącym weselu, Sabri Loutah bardzo zręcznie ukazuje nam panoramę ogromnej części społeczeństwa, które zamieszkuje Francję. Sam autor jest Kabylem tak więc temat opisuje w sposób bardzo ciekawy. Uderza bardzo duża niejednorodność tego środowiska, którą można zauważyć już w tak niewielkiej skali. Kontrastuje to bardzo wyraźnie z oczekiwaniami większości bohaterów, że możliwe jest w ich mniemaniu, aby Francja była jednością, że można gdzieś zasypać coraz głębsze podziały między rodowitymi i przyjezdnymi Francuzami, i że kluczem do tego są prezydenckie wybory. Z drugiej strony pojawiają się głosy, że Szawisz zbytnio oddalił się od arabskich korzeni, nie różni się od innych polityków, a jego chwytliwe hasło ”Przyszłość jest dziś” jest zwykłym zaklęciem, sztuczką wyborczą, a nie nadzieją na coś nowego.
Wątek społeczno-polityczny jest jednak tylko tłem dla właściwej historii. Mamy tu pewną tajemnicę związaną z jednym z kuzynów Karima, który jako jedyny nie przybył na wesele. Pomimo, że nie występuje on prawie w ogóle na kartach tej powieści, to odczuwamy rosnący niepokój i niepewność, która towarzyszy młodemu Karimowi. To jednak dla mnie za mało aby już teraz można było Dzikusów określić mianem „thrillera politycznego”. Jest jednak nadzieja, że taka będzie kontynuacja, co przekuje się na bardziej porywającą historię.
Celowo pominąłem część „techniczną” książki ponieważ pod tym względem, tak jak chyba większość recenzentów, nie mam jej nic do zarzucenia. Poszczególni członkowie familii, ich myśli i uczucia są opisane na tyle precyzyjnie, a jednocześnie lirycznie, że poznawanie ich było przyjemnym doświadczeniem. Jednocześnie autor uniknął zbytniego rozpisywania się, bo całość zamknął w niespełna trzystu stronach.
Ciężko jest mi tą powieść ocenić, bo dużo na to wskazuje, że Dzikusy cierpią trochę na tym, że są pierwszym tomem, gdzie pewne rzeczy po prostu należy odpowiednio nakreślić i opisać, aby móc przejść dalej. Sabri Loutah w sposób nieprzeciętny przedstawił Francję, której już niedługo świadkami możemy być my sami i to przede wszystkim przyciąga mnie do tej sagi. Być może, tak jak piszą inni, Sabri ma dar przewidywania przyszłości. A kto nie chciałby jej poznać?
Pozdrawiam
T.
Ocena: 5/6
czytaj więcej